Podczas wyborów samorządowych w regionie policja mogła szukać przestępców. A może haków na burmistrzów i prezydentów miast? Nasi informatorzy twierdzą, że tak.
- Dla nas ten rozkaz był jednoznaczny z inwigilacją kandydatów na wójtów, burmistrzów i prezydentów...
- Musieliśmy przed wyborami samorządowymi sporządzić listy polityków, którzy mają krewnych, konkubentów i znajomych... ściganych listami gończymi. Jeśli kandydował Jan Iksiński, należało szukać innego Iksińskiego w bazie danych osób poszukiwanych. Bo - być może - przyszedłby zagłosować na krewnego. Toż to absurd!
Tak dziś ocenia rozkaz zastępcy komendanta wojewódzkiego policji podinsp. Macieja Załuckiego jeden z jego podwładnych. Oczywiście - prosi o anonimowość.
Rozkaz miał być elementem policyjnej operacji "Poszukiwany". Kilka dni przed drugą turą wyborów w 2010 roku komendanci miejscy i powiatowi otrzymali niecodzienny fax. Podinspektor Załucki pisał w nim: "Podjąłem decyzję o zmianie formuły operacji "Poszukiwany" zaplanowanej na 4-5.12.2010 r. Podczas prowadzonych działań proszę o rozpoznanie pod kątem kandydowania w wyborach samorządowych osób spokrewnionych z poszukiwanymi, konkubentów, osób znajomych i wykorzystanie tej wiedzy w czynnościach zmierzających do zatrzymania poszukiwanego".
- Mieliśmy zbierać dane o poszukiwanych i w tym celu musieliśmy oczywiście poznać informacje na temat kandydatów - mówi informator gazety. - Trudno nam było sobie wyobrazić, że mamy inwigilować rodziny i znajomych np. Konstantego Dombrowicza czy Rafała Bruskiego i czaić się na nich przed lokalami wyborczymi.
Podinsp. Załucki kategorycznie zaprzecza: - Absolutnie nie była to inwigilacja kandydatów. Nie zajmowaliśmy się nimi. Jednak jeśli poszukiwany X żyje w środowisku, z którego 80 proc. to politycy - czy mamy odpuścić poszukiwania? Zawsze kiedy prowadzimy czynności operacyjne dowiadujemy się o wielu sprawach ubocznych.
Komendant zaprzecza, aby akurat w przypadku wyborów ta "uboczna" wiedza mogła zostać wykorzystana w celach politycznych. Na czym więc polegała w regionie praca operacyjna policji przed wyborami? Jak zbierano dane na temat rodzin i znajomych kandydatów?
Takich szczegółów podinsp. Załucki nie może zdradzić. Nic dziwnego, że komendanci w terenie w różny sposób interpretowali rozkaz. Niektórzy zaczęli sprawdzać czy kandydaci w wyborach żyją w konkubinatach. Do dziś Maciej Załucki jest przekonany, że wielu ściganych rzeczywiście mogło pojawić się w lokalach wyborczych. Ilu takich więc zatrzymano 4 i 5 grudnia 2010 roku? Zastępca komendanta KWP nie potrafi tego powiedzieć.
Nasz informator, policjant z wieloletnim stażem, przypomina sobie, jak funkcjonariusze zaangażowani w operację "Poszukiwany" komentowali rozkaz: - Zastanawialiśmy się, czy może chodzić o konkretne ustalenia wobec wybranych osób? Z każdej akcji trzeba bowiem wysłać sprawozdanie... Podinspektor Załucki twierdzi, że to wykluczone - Tłumaczy, że nawet gdyby okazało się, iż któryś z kandydatów ma konkubinę, i tak ta informacja pozostanie niejawna.
- W pierwszej chwili sprawa budzi uśmiech zażenowania, ale i niepokój - komentuje Marcin Berent, doktorant w Katedrze Polityki Kryminalnej UMK w Toruniu. - Uśmiech, bo po co policji dane o obywatelach, których o nic się nie podejrzewa? Sprawa staje się niebezpieczna, gdy działania takie podejmowane są w okresie wyborczym - to zawsze nasuwa pytania o ich rzeczywisty cel. Jednak z punktu widzenia regulacji ustawowych rozkaz ten jest zgodny z prawem. Komenda Główna Policji nie zajęła stanowiska w tej sprawie
źródło: http://www.pomorska.pl/kujawsko-pomorskie/art/7265798,region-podczas-wyborow-policja-szukala-hakow-na-burmistrzow,id,t.html