W 1997 r. organizatorzy jednego z polskich konkursów miss chcieli sprawdzać... dziewictwo kandydatek.
Każdy kłamie. Tę niepodważalną prawdę wypowiedział już w pierwszym odcinku słynny doktor House. I miał rację.
Ale nie odkrył niczego nowego. Już dawno stwierdzono, że nawet najuczciwsi ludzie kłamią przynajmniej dwa razy dziennie. A kiedy kłamią politycy? Rzadko, tylko wtedy, gdy poruszają ustami... Jednak odwieczne ludzkie pragnienie, by poznać myśli innych ludzi, jeszcze się nie ziściło choć jesteśmy na dobrej drodze.
Na razie badania tzw. wykrywaczem kłamstw, czyli wariografem (zwanym też poligrafem) najbardziej przyda-tne okazują się w kryminalistyce. Mówiąc jednak w upro-szczeniu - należy pamiętać, że wariograf nie wykrywa żadnych kłamstw.
Papirusowy wariograf
A wszystko zaczęło się od starożytnego "wykrywacza kłamstw" z... IX wieku przed naszą erą. Nazwano go "Instrukcją z Vedas", którą spisano na papirusie.
- Zawarto w niej wskazówki, w jaki sposób wykorzystać dostrzegalne objawy emocji dla wykrycia kłamcy - tłumaczy Marcin Berent, doktorant w Katedrze Prawa Karnego i Polityki Kryminalnej Wydziału Prawa UMK. - Nieznany autor pisał: "Osoba, która podała truciznę, może być rozpoznana. Nie odpowiada na pytania, daje odpowiedzi wymijające, mówi bez sensu, pociera wielkim palcem stopy o podłogę, drży, jej twarz jest pobladła, grzebie palcami we włosach i próbuje wykorzystać każdą sposobność, by opuścić dom"...
Marcin Berent podkreśla, że emocje od zawsze były częścią ludzkiej psychiki i dawno zauważono, że powiązane są z niekontrolowanymi zmianami zachodzącymi w organizmie.
- U ludzi zaobserwować można takie objawy napięcia jak drżenie rąk, zaczerwienienie twarzy i uszu, nadmierne pocenie się czy suchość w ustach - tłumaczy Berent. - Takie reakcje mogą mieć swoje źródło w kłamstwach. Ale podkreślam: mogą, lecz nie muszą.
I takie, nawet najprostsze reakcje organizmu wykorzystuje się podczas badania wariografem. A skoro osoba kłamiąca reaguje w sposób emocjonalny, to na tej podstawie można wyciągnąć pewne wnioski. Ale nie dowody.
O "wykrywaczu kłamstw" głośno zrobiło się w ubiegłym roku za sprawą śmierci półrocznej Magdy. Matka dziecka, Katarzyna Waśniewska, początkowo zgadzała się, by specjaliści detektywa Krzysztofa Rutkowskiego zrobili jej badanie na poligrafie. Nieoczekiwanie odmówiła i - jak się później okazało - wcześniej studiowała w internecie strony pod hasłem "Jak oszukać wariograf".
Detektyw, uwielbiający efekty specjalne, powiedział nawet "Faktowi", że chce "raz na zawsze uciąć dywagacje na temat tego, czy popełniono zbrodnię, czy nie. Wynik upublicznimy. To będzie przełom". Ale Rutkowski, nie po raz pierwszy, opowiadał androny. Kryminolog prof. Jan Widacki był zdumiony, że ktoś na tym etapie śledztwa podjął się wykonania badań. Mają one sens jedynie we wczesnych fazach śledztwa. Kiedy sprawa zabójstwa przetoczyła się przez wszystkie media, a jej bohaterowie wielokrotnie publicznie opowiadali o tragedii, badanie nie ma najmniejszego sensu.
Oddech, ciśnienie, skóra
Rutkowski znakomicie o tym wiedział, w przeciwieństwie do biernych obserwatorów afery. Jak bowiem działa wariograf? Mamy o nim niewielkie pojęcie oglądając filmy kryminalne, najczęściej klasy C. Bydgoska policja dysponuje komputerowym zestawem do kryminalistycznych badań wariograficznych firmy Lafa. To laptop z podłączonym niedużym pudełkiem oraz z czymś, co przypomina urządzenie do pomiaru ciśnienia.
W praktyce chodzi o zbadanie reakcji emocjonalnych i towarzyszących im reakcji fizjologicznych związanych z przeżywaniem jakiegoś faktu. Podczas badania rejestrowane są następujące parametry: oddech, ciśnienie krwi, przewodnictwo elektryczne skóry. Parametry te zwizualizowane są na ekranie monitora i rejestrowane na twardym dysku komputera.
Bardziej zaawansowane wariografy analizują zmiany na skórze, temperaturę ciała, zmianę objętości niektórych narządów, napięcia strun głosowych, a nawet zmiany w ruchach jelit czy w źrenicach. No i gdzie tu pozostaje miejsce na kłamstwo? Czy kiedy człowiek się poci lub czerwienieje, to znaczy, że oszukuje?
- Klasyczna formuła - wyjaśnia Marcin Berent - to technika pytań kontrolnych. Jest ich wiele, ale najczęściej stosowana jest metoda Reida i Bakstera.
W największym uproszczeniu badanie wygląda tak. W pierwszym etapie podłączonemu do aparatury człowiekowi mierzy się aktualny poziom tzw. stanu fizjologicznego. Podejrzanemu np. o kra-dzież zadaje się 10 pytań: obojętne (czy dziś jest środa?), krytyczne (czy to pan zabrał te pieniądze?) oraz kontrolne (czy przed 18 rokiem życia zabrał pan coś komuś?).
Jeżeli reakcja na dwa ostatnie pytania jest znacząco wyższa, oznacza to, że udzielając tych odpowiedzi, badany był szczególnie pobudzony, a zatem mógł kłamać.
- Najprościej mówiąc - tłumaczy Marcin Berent. - Jeśli badany jest zabójcą i na pytanie krytyczne, czy to on zabił odpowie zgodnie z prawdą, to nastąpi nasilona reakcja spowodowana przypominaniem sobie zdarzenia.
Jeżeli zaś badana osoba skłamie chcąc świadomie ukryć nasilone emocje, wówczas pojawią się jeszcze silniejsze reakcje wynikające z chęci ukrycia prawdy. Jest to tzw. paradoks badań wariograficznych. Ale nie przesądza to o winie podejrzanego. Według polskiego prawa takie badanie nie stanowi dowodu w postępowaniu sądowym. Biegły może co najwyżej stwierdzić, że badanie poligraficzne wykazało, iż podejrzany jest nieszczery i oszukuje w testach. Może tylko stwierdzić, że zarejestrował u niego wyjątkowo silne zmiany psychofizyczne (...) co świadczy, że m o ż e być sprawcą zabójstwa. Badanie poligraficzne ma też inne słabe strony. Marcin Berent tłumaczy, że emocje nie są nieodłącznym elementem każdego kłamstwa.
- Trudno je zarejestrować, gdy sprawca ma bardzo słabą motywację, zwłaszcza gdy korzyści z kłamstwa będą niewielkie. Podobnie jeśli mamy do czynienia ze sprawcą o niskiej inteligencji lub gdy sprawca nie rozumie pytań. Może jeszcze dojść do sytuacji, w której kłamiący człowiek rzeczywiście wierzy, iż mówi prawdę. Zaskakujące jest, że polski Kodeks karny de facto zakazuje stosowania poligrafów. Art. 171 stanowi, że niedopuszczalne jest stosowanie hipnozy, środków chemicznych lub technicznych albo kontrola nieświadomych reakcji organizmu. Dlaczego zatem poligrafy stosuje się coraz powszechniej? Diabeł tkwi w szczegółach - art. 171 odnosi się do "przesłuchań", a nie czynności związanych "z postępowaniem" śledczym. Zadziałała tu zasada, by wilk nie był głodny, zaś owca - cała.
Strach ma wielkie oczy
Katarzyna Waśniewska przed badaniem wariografem szukała informacji, czy i jak można oszukać poligraf. Okazuje się, że to możliwe, ale jest w zasięgu możliwości niewielu ludzi. Podobno prezydent USA Richard Nixon po aferze Watergate powiedział, że o wykrywaczach kłamstw wie tylko tyle, iż napędzają ludziom potężnego stracha.
Jest w tym sporo racji i zapewne dlatego matka Madzi odmówiła poddaniu się badaniom wariograficznym. Jeżeli ktoś naprawdę uwierzył, że "wykrywacz kłamstw" rzeczywiście je "wykrywa" - to nie podda się badaniu albo będzie mówił prawdę.
Jednym z najsławniejszych ludzi, którym udało się oszukiwać rutynowe badania wariograficzne jest Aldrich Ames, były oficer Centralnej Agencji Wywiadowczej, który dla pieniędzy szpiegował na rzecz Rosjan. Jak to zrobił? Okazuje się, że metody mogą być niezwykle proste. Podczas odpowiedzi na pytania można np. boleśnie ugryźć się w język, a reakcję organizmu zarejestruje sprzęt. Pobudzenie fizjologiczne można wywołać również ukłuciem ukrytej w bucie pinezki lub szpilki. Wówczas zafałszowany zostaje zapis poligrafu i wszystko na nic.
Aldrich Ames bez wątpienia potrafił kontrolować reakcje swojego organizmu, oddech, czy też sztucznie podwyższać tętno np. przywołując nieprzyjemne wspomnienia lub sprawiając sobie ból. Był zawodowcem.
Panny i panie
Badania poligraficznie okazały się złotą żyłą dla przedsiębiorczych. Pomysł, by z wariografów zrobić biznes, narodził się, oczywiście, w Stanach Zjednoczonych w pierwszej połowie XX wieku. Do urządzenia zaczęto podłączać nie tylko podejrzanych o przestępstwo, także niewiernych małżonków, pracowników firm i personel hipermarketów. W Polsce największy skandal wybuchł w 1997 roku, kiedy jeden z organizatorów konkursu miss piękności postanowił sprawdzić, czy kandydatki są... dziewicami. Jednym z warunków uczestnictwa była bowiem niepokalana przeszłość dziewcząt.
Coraz częściej badania na "wykrywaczu kłamstw" stosuje się przy rekrutacji do pracy. Podobno czterech na pięciu absolwentów studiów fałszuje swo-je CV, a połowa życiorysów starających się o pracę solidnie ubarwia swoje doświadczenie zawodowe lub wręcz kłamie o dotychczasowych za-robkach. Prawo w Polsce dopuszcza możliwość badania pracowników, pod jednym wszakże warunkiem: zgodę na nie musi wyrazić zainteresowany, powinien też wiedzieć, dlaczego zostaje poddany badaniu. Innym warunkiem dla podejrzliwego pracodawcy jest wykluczenie sfery osobistej pracownika.
Jednak niebawem do Sejmu trafić ma projekt ustawy Generalnego Inspektora Danych Osobowych zakazujący pracodawcom tego rodzaju ingerencji w wolności osobiste.
Strach jednak myśleć, co dalej. Naukowcy od wykrywania kłamstw mają zamiar za pomocą wysokospecjalistycznych urządzeń medycznych zajrzeć do naszego mózgu! Tego nie przewidział nawet Orwell. Ale i tak kłamaliśmy, kłamiemy i będziemy kłamać.
Źródło: http://www.pomorska.pl/publicystyka/art/7335744,najuczciwsi-ludzie-klamia-przynajmniej-dwa-razy-dziennie,id,t.html